Pielgrzymka rowerowa  GTR  Wrześnianie na Jasną Górę – 07-10.07.2012

W kalendarzu naszych wyjazdów od dawna odnotowana była Częstochowa. Nadszedł czas przygotowania pielgrzymki. Osoby, które zaangażowały się w to zadanie wiedzą najlepiej ile to pracy kosztowało. Nie można zapomnieć o najmniejszym szczególe powtarzali: noclegi, Msze św. w naszej intencji, rozpisana trasa, którą musimy pokonać, dobrze wyposażona apteczka, techniczne wyposażenie w razie awarii rowerów, sponsorowany posiłek na pierwszy dzień, samochód, który jechał z nami jako „pogotowie ratunkowe” i przewoził cięższy bagaż. Przygotowanie na wysokim poziomie – stwierdzali słuchacze naszych opowieści po powrocie z Jasnej Góry. Chylimy czoła dla naszych kolegów: Genia, Janka i Miecia za profesjonalizm i zaangażowanie. Skład grupy ciągle się zmieniał, niektóre osoby nie wierzyły we własne siły, inne właśnie uwierzyły przy tym wyjeździe, niektórzy nie mogli pojechać z rozmaitych przyczyn. W rezultacie 14 osobowa grupa przygotowywała rowery do wyjazdu. Każdy z uczestników czuł potrzebę wyjazdu, intencje prawdopodobnie były różne /prośby, podziękowania/.

Naszą I Pielgrzymkę na Jasną Górę rozpoczynamy Mszą św. w Kościele pw. Św. Królowej Jadwigi. Ksiądz Proboszcz Adam Zalesiak udziela nam błogosławieństwa na trud pielgrzymowania, życząc nam dobrej pogody i bezkolizyjnej jazdy.

Nasza trasa biegnie przez Gozdowo, Borzykowo dalej drogą główną do Kalisza – dzień pierwszy.

Z Kalisza przez Ołobok, Grabów nad Prosną, Kraszewice, Klonowa, Lututów do Wielunia – dzień drugi.

Z Wielunia przez Rudę, Krzeczów, Szczyty, Działoszyn, Dębie, Popów, Miedźno, Łobodno, Kamyk, Białą i do Częstochowy – dzień trzeci.

Wyjeżdżamy o godz. 9.30 .pierwszy przystanek przeznaczony na odpoczynek i wypicie kawy wyznaczamy sobie w Borzykowie. Dalej jedziemy główną drogą do Kalisza. Robi się coraz cieplej i duszno. Jedziemy średnio 20 km/godz. Drugi przystanek to obiad i dłuższy odpoczynek /około 1 godz/. Jemy wszyscy z apetytem „zupę wrzesińską” a na deser drożdżówka i pączek. Jeszcze jeden przystanek na krótki odpoczynek przed samym Kaliszem, na uzupełnienie magnezu, bo skurcze w łydkach dają o sobie znać, a może trochę zmęczenie i wyczerpanie.

Dojeżdżamy do Kalisza około 17.00. Nocleg mamy w Domu Pielgrzyma przy Kościele św. Józefa. Wita nas pełen humoru ks.Tomasz i przydziela noclegi. Szczęśliwi udajemy się do pokoi. Prysznic, kawa i idziemy na spacer po mieście. Idąc odwiedzamy kościoły: Sanktuarium Bożego Miłosierdzia, gdzie poznajemy sympatycznego jezuitę o. Zdzisława Pałubickiego znanego ze strony internetowej: pokuta przez internet – pokuta od Rumcajsa, dalej piękną katedrę i rynek. Degustujemy lody i uzupełniamy płyny w organizmie – jest bardzo gorąco. Nadchodząca burza skróciła nasz spacer. Siedząc w pokojach biesiadowaliśmy do godz. 23.00 i wymienialiśmy uwagi po przejeździe I etapu. Omawialiśmy szczegółowo  bezpieczeństwo na drodze, brawurową jazdę kierowców samochodowych, zagrożenia dla nas, omówiliśmy rozkład następnego dnia.

W niedzielę wstajemy wcześnie. Naprawa roweru u Krysi /przebita dętka/. O godz. 6.30 Msza św. idziemy całą grupą do kościoła. Ksiądz Tomasz mówi o pielgrzymach, którzy pojechali na rowerach do Rzymu, dostrzega również nasze koszulki i zapowiada naszą grupę. Mówi o trudzie, o przebytych kilometrach i spiekocie, o wyrzeczeniach. Ksiądz Tomasz zaprasza po mszy na spotkanie, na którym w bardzo ciekawy sposób przybliża nam postać patrona kościoła św. Józefa i św. Rodziny.

Wyruszamy o 8.30. Towarzyszy nam piękna pogoda. Robimy przerwę na kawę w Ołoboku.

Trochę dłuższa przypada na Lututów, gdzie zaprasza nas zajazd na tanie i smaczne posiłki. Brzmi to zachęcająco, tym bardziej, że byliśmy bardzo głodni. Pełni energii siadamy na rowery i zmierzamy w kierunku Wielunia. Dojeżdżamy do Hotelu „Maraton”. Bardzo dobre warunki pozwalają nam wziąć prysznic, odpocząć, wypić kawę. Przebieramy koszulki /wszyscy równe/ i idziemy na spacer. Odpoczywamy na rynku przy szklance coca coli. Podziwiamy piękny park i oglądamy ruiny synagogi, robimy pamiątkowe zdjęcia. Wracamy do hotelu na nocleg.

Poniedziałek jest ostatnim dniem jazdy rowerowej. Przed nami trudny dzień: ma być gorąco, pod górkę, no i zmęczenie coraz większe. Tu i ówdzie słychać; damy radę, będzie dobrze….

To też tego dnia wyjeżdżaliśmy najwcześniej, bo o godz. 7.00. Pogoda dopisuje nam również i w tym dniu. Jadąc.. Krysia liczy górki, były dwie średnie i duża, przed nami jeszcze jedna duża, małe, średnie. Wszystkich ma być 8, kiedy się one skończą, zadajemy sobie pytanie? Kawę pijemy w przydrożnej restauracji, około godz. 11.00. Jesteśmy już blisko Częstochowy, bo za 30 km. skończy się nasza jazda. W Białej Mieciu zrobił wszystkim uczestnikom jadącym pierwszy raz na rowerach do Częstochowy „chrzest”. Każdy był polany zimną wodą i dostał rózgą po swym „siedzeniu”. O godz. 13.00 wjechaliśmy pod szczyt Jasnej Góry. Zmęczeni, wyczerpani, ale zadowoleni z wielką radością rzuciliśmy się sobie w ramiona. Były przeżycia, wzruszenia, łzy i podziękowania za wsparcia i wzajemną pomoc. Radość wielka i trud też duży. Kilka zdjęć upamiętniających nasze przybycie pod krzyżem i już zmierzamy do cudownej kaplicy, aby podziękować Matce Bożej za szczęśliwe przybycie. Mieciu daje nam czas wolny /małą godzinkę/. Modlitwa, toaleta, wywiad dla radia Jasna Góra i oczekujemy na o.paulina, który opowie o Sanktuarium. Otrzymujemy informację, że nie jest to możliwe ze wzg. na nadmiar obowiązków w dniu dzisiejszym. Otrzymujemy przydział pokoi, bierzemy prysznic i idziemy coś przekąsić, bo nasze żołądki są puste. Jest też czas żeby kupić upominki. O godz. 18.15 przybywamy do kaplicy na Mszę św. w naszej intencji. Mamy zarezerwowane miejsca siedzące przy ołtarzu – to wielkie przeżycie dla nas, bo wiele osób nigdy tam nie siedziało. Odbiór całej mszy jest inny z tego miejsca. To już zasługa Miecia, który zrobił nam miłą niespodziankę – on to potrafi robić najlepiej i się do tego nadaje. Miał również czytanie na Mszy św. Po wyjściu z Kaplicy można było zauważyć wyciszonych, zamyślonych, skupionych uczestników naszej grupy. Chwile rozmyślań, zadumy może przemian, łzy. Przeszliśmy drogę krzyżową, robiliśmy zdjęcia. Krótki spacer po mieście połączony z zakupami na drogę powrotną. O godz. 21.00 uczestniczymy w Apelu Jasnogórskim. Kładziemy się spać około 23.00 /jak zwykle/.

Żegnamy się z Częstochową rankiem 10 lipca. Idziemy do kaplicy na modlitwę /godzinki/. Odjeżdżamy pociągiem o 7.30. Mamy już kupione bilety, pakujemy rowery do specjalnego wagonu i jedziemy do Zduńskiej Woli. Tam mamy przesiadkę. Jazda pociągiem jest dla nas relaksem. Jedni dyskutują o tym, jak było trudno, inni odpoczywają, śpią. W Zduńskiej Woli udajemy się na obiad. Pokonujemy spory kawałek drogi na swoich rowerach /jesteśmy niezależni/. Godzinna przerwa szybko mija i wsiadamy do pociągu do Środy Wlkp. Odcinek Środa – Września pokonujemy na rowerach. Odpoczynki mamy wymuszone. Dwie awarie u Jasia /przebite dętki/ i jeden postój w Murzynowie w masarni, aby coś kupić i zjeść kolację. Zajeżdżamy do miejsca skąd razem wyjeżdżaliśmy –  do kościoła. Jest godz. 17.40 zdążyliśmy na Mszę św. teraz możemy podziękować Temu Najwyższemu za to, że udało nam się przeżyć wielki trud, zmierzyliśmy się z wielkim wysiłkiem i możemy już teraz powiedzieć, że trud się opłacał. Pożegnania, uściski, podziękowania kończą naszą pielgrzymkę. Mamy nadzieję, że nie jest to jedyna nasza pielgrzymka, że będą następne.

Przejechaliśmy około 270 km. pokonaliśmy osiem znacznych wzniesień, Romek zrobił około 1000 zdjęć, uczestników ukąsiły dwie osy, były skurcze w łydkach, trzy przebite dętki, ostre słońce każdego dnia. Czy trudno to wszystko pokonać? My wszyscy z grupy odpowiadamy -nie! Zasłyszane gdzieś w grupie: „jakoś dziwnie się składa, ale tym razem te rowery jechały same, kilometry szybko mijały, my tylko kręciliśmy kierownicą”. To prawda, tak było. Spróbujcie sami. Zapraszamy do wyjazdów i dzielimy się doświadczeniami.

Zosia