Długi weekend przypadający na Boże Ciało wykorzystaliśmy na wyjazd i zwiedzanie okolic Bornego Sulinowa. To rejon, który bardzo nas zaintrygował, ale dotychczas nie był nam znany. Mieliśmy całkiem inne wyobrażenie o tym mieście. Okazało się, że warto tu przyjechać i poznać historię tego miejsca.
Czwartek (30.05.2013)
Na czterodniową wyprawę naszej grupy wyjechaliśmy z Wrześni samochodami o 6.30, a już o 10.20 byliśmy na miejscu. Nasze rowery zostały przetransportowane busem.
Po rozlokowaniu w pokojach przy ul. Reja 1c, chętni wzięli udział we mszy świętej z procesją w miejscowym kościele. Trochę zaskakujący był jego wygląd, bo wcześniej ten budynek pełnił rolę kantyny lub kina. Wtedy po raz pierwszy mieliśmy okazję przejść ulicami tego dziwnego miasta.
Po obiedzie o 14 wyruszyliśmy na trasę rowerową. Najpierw pojechaliśmy obejrzeć Wrzosowiska Kłomińskie. To jedne z największych w Polsce wrzosowisk, mieszczące się na terenie dawnego poligonu wojskowego. Na wzniesieniu był zlokalizowany punkt widokowy, z którego rozciągał się ładny widok. Miejsce to zostało rezerwatem florystycznym „Diabelskie Pustacie”.
Jadąc dalej dotarliśmy do opuszczonego miasteczka, które wchodziło w skład kompleksu wojskowego Gross Born, a później było zajmowane przez wojsko radzieckie. Niesamowite wrażenie wywarł na nas wygląd tego miejsca: niszczejące, zdewastowane lub niedokończone bloki, domy bez okien i drzwi, wielkie bele betonowe, zarastający krzewami teren. W miejscu gdzie niegdyś tętniło życie teraz ziajało pustką, bo nie było prawie żadnego mieszkańca. Zamieszkana była tylko leśniczówka i kilka mieszkań w jednym z bloków. „Miasto jak po wojnie”, „Polska Czeczenia”- takie padały określenia podczas pobytu w tym miejscu, bo po raz pierwszy widzieliśmy coś takiego.
W dalszej drodze dotarliśmy do wzniesienia zwanego Psią Górka, gdzie stały tablice upamiętniające miejsce znajdowania się obozów Stalag II E oraz Oflag II D. Mijaliśmy Zalewy Nadarzyckie, nad którymi panowała cisza i spokój. Po jeziorkach i rzeczkach pływały kajaki. Kawałek dalej szukaliśmy słabo już widocznych pozostałości Wału Pomorskiego, czyli niemieckich fortyfikacji granicznych.
Do Bornego Sulinowa wróciliśmy przed 18 po pokonując 43 km. Po krótkim odpoczynku o 20 spotkaliśmy się na grillu zorganizowanym w obejściu gospodarzy. Odwiedziła nas wtedy przebywająca dosłownie po sąsiedzku zaprzyjaźniona Sekcja Rowerowa Unilever Poznań, z którą umówiliśmy się na następny dzień na zwiedzanie miasta.
Piątek (31.05.2013)
Przed godziną10 spotkaliśmy się z panią przewodnik Ireną Skowronek oraz członkami Sekcji Rowerowej Unilever Poznań. Zwiedzanie zaczęliśmy od rampy kolejowej, bo tam zaczęła się historia tego miejsca i tam zmieniła swoje przeznaczenie.
Pani przewodnik bardzo ciekawie, choć w telegraficznym skrócie, opowiedziała nam o trzech okresach w historii tego miejsca: niemieckim, radzieckim i polskim. Razem z nią zobaczyliśmy podczas wycieczki rowerowo-pieszej takie obiekty jak: Urząd Miejski, Dom Partii, zabudowania dawnego aresztu wojskowego, Dom Oficera, Willę Guderiana, Willę Dubynina, łaźnię, bloki wojskowe i zabudowania osób najemnych oraz wiele innych… Zajrzeliśmy również do maleńkiego muzeum, w którym miejscowy pasjonat historii zgromadził pamiątki z przeszłości tego miejsca.
Zaskakujący był wygląd tego leśnego miasta: dużo drzew rosnących bezpośrednio przy domach, trawniki, na których kwitło dużo pięknych rododendronów. Było też wiele budynków zdewastowanych, nienadających się do zamieszkania, straszących pustką.
Potem pojechaliśmy na cmentarz radziecki. Poznaliśmy historię pomnika z „pepeszą”, który był poświęcony Iwanowi Poddubnemu. Przemieszczając się po mieście zrobiliśmy 12 km.
Dalej ruszyliśmy na trasę po okolicy. Jechaliśmy przez Krągi i Silinowo do bunkra na Górze Śniadowskiej. Pobyt w bunkrze wywarł na nas posępne wrażenie. Panowała tu ciemność i poruszaliśmy się po wąskich korytarzach tylko dzięki nielicznym latarkom. Dodatkowych emocji dostarczyło przejście nad zapadnią, wspinanie po drabince, czekanie na otwarcie ciężkich, zaryglowanych drzwi.
Po wyjściu z bunkra zatoczyliśmy rowerami pętlę jadąc przez Śniadowo, Ciemino, Jeleń, Krągi do Bornego Sulinowa. Przechodząca niedaleko burza na szczęście przeszła bokiem i udało się nam dotrzeć do Bornego Sulinowa bez szwanku. Tego dnia pokonaliśmy łącznie około 38 km.
Po obiedzie mieliśmy czas wolny i grupami spacerowaliśmy po mieście. Miejscem, które odwiedziliśmy był sklep „U Saszy” z żywnością zza wschodniej granicy. Zawitaliśmy również do Domu Pomocy Społecznej (dawniej szpitala wojskowego), przed którym kwitły przepiękne rododendrony oraz nad Jezioro Pile, gdzie znajdował się Ośrodek Konferencyjno-Wypoczynkowy Marina. Tam od gospodarza dowiedzieliśmy się wiele ciekawych informacji.
Sobota (1.06.2013)
Od rana było ciepło, ale pochmurnie i deszcz dosłownie wisiał w powietrzu. W tym dniu mieliśmy zaplanowany Szlak Małych Jezior. Jechaliśmy przez Liszkowo, Łubowo, gdzie zatrzymaliśmy się koło neoromańskiego kościoła, który niestety był zamknięty. Podczas postoju Romek jak zwykle „zasięgał języka” u miejscowych…
Nad Jeziorem Komorze byliśmy świadkami rozpoczynającego się spływu kajakowego i najchętniej zamienilibyśmy swoje rowery na kajaki i popłynęli w nieznane. W Okolu zatrzymaliśmy się przed niszczejącym pałacem z końca XIX w.
Dalej dojechaliśmy do Strzeszyna, gdzie stanęliśmy na dłuższy postój nad jeziorem. Na kąpiel woda była za zimna, ale nogi można było moczyć bez problemu. Była też okazja do rozmów z mieszkańcami. Następnie jechaliśmy przez Międzylesie, Piławę (gdzie stanęliśmy dożywić się przy sklepie) oraz Dolne Silnowo i Dąbrowicę.
Trasa była bardzo malownicza. Biegła pośród lasów, pól i wielu jezior. Były to drogi leśne, gruntowe i mało używane asfaltowe. Teren był pofałdowany i do pokonania mieliśmy kilka niewielkich, ale trochę dających się we znaki pagórków. Toteż chociaż wróciliśmy już po 15 i pokonaliśmy 48 km, byliśmy zmęczeni. Kąpiel i krótki odpoczynek spowodował, ze szybko zregenerowaliśmy siły.
Na 19 udaliśmy się do ośrodka Marina na spotkanie integracyjne naszej grupy. Było pyszne jedzenie, miły nastrój, a dla zainteresowanych możliwość gry w bilard. Głównie mężczyźni próbowali swoich sił z kijem i bilami. Z okien ośrodka rozciągał się piękny widok na jezioro wieczorem. O 22 wróciliśmy na nocleg po pełnym wrażeń dniu.
Niedziela (2.06.2013)
Po późnym śniadaniu o 10 wyruszyliśmy rowerami nad tamę na Piławie. To forteczny jaz zbudowany w latach 1935-1936, służący do podniesienia i utrzymania wysokiego poziomu wody, a należący do fortyfikacji Wału Pomorskiego. Na miejscu zrobiliśmy sobie kilka pamiątkowych zdjęć. Niespodziewanie dużą atrakcją okazało się przekraczanie brodu na Piławie, gdzie poziom wody wymagał tylko wysokiego podwinięcia nogawek u spodni. W nagrodę śmiałkowie mogli obejrzeć tamę z drugiego brzegu.
W drodze powrotnej wstąpiliśmy jeszcze w Bornem Sulinowie na cmentarz wojenny, gdzie znajdowały się zarówno groby z orłem jak i z gwiazdą oraz wiele mogił zbiorowych. Dość wcześnie byliśmy z powrotem pokonując 19 km.
Już przed obiadem byliśmy spakowani i o 15 ruszyliśmy samochodami w drogę powrotną, aby do Wrześni dotrzeć około 19. Po drodze wspominaliśmy czas tego czterodniowego pobytu oraz dzieliliśmy się wrażeniami. Byliśmy bardzo zadowoleni z przyjazdu tutaj, bo to naprawdę ładny, trochę dziewiczy i bardzo interesujący ze względu na przeszłość wojskową zakątek.
Pogoda nam dopisała, bo świeciło ładnie słońce a padało tylko późno wieczorem lub wcześnie rano. Zakwaterowani byliśmy u Pani Krysi w „Tanie Noclegi” miejsce na bazę wypadową dla niewymagającego turysty i nie tylko. Nasza stołówka „pod chmurką” umożliwiała nam wspólne jedzenie posiłków przygotowanych przez zacnych Gospodarzy. To był dla nas sprawdzian kontaktów międzyludzkich w grupie, który zdaliśmy bardzo dobrze. Z tej czterodniowej wyprawy wróciliśmy bogatsi o nowe informacje i doświadczenia oraz pełni niezapomnianych wrażeń. Nie byliśmy też zbytnio zmęczeni, bo wyjeździliśmy na niej tylko około 150 km.
Grażyna
Fot. Roman, Grzegorz, Filip