„Jak na sierpniowy poranek to trochę mglisto”, stwierdziliśmy spotykając się o 5.00 aby wyruszyć do Kalisza na VI Setkę rowerową.
Wyjechaliśmy czterema autami + przyczepka na której jechały nasze rowery, w kierunku Pyzdr a dalej na Gizałki gdzie dogoniła nas Dagmara jadąca od Słupcy. Nasza karawana liczyła więc pięć aut i tak zameldowaliśmy się w najstarszym mieście w Polsce. Należy też dodać że to stąd wywodzą się pianina i fortepiany Calisia, lody Augusto, wafelki Grześki i koncentraty Winiary.
Start zgromadził 233 uczestników w różnym wieku, różnej płci na najróżniejszych rowerach i w wielobarwnych koszulkach nie tylko rowerowych. Stanowiliśmy więc nie lada widok gdy o godzinie 7.40 po strzale armatnim wyruszyliśmy na 100 km pętlę wokół Kalisza. Dopiero poza granicami miasta zostaliśmy podzieleni na 15 osobowe grupy „zaopatrzone” w przewodnika oraz zamykającego grupę. W niewielkich odstępach czasowych małe peletoniki ruszały w dalszą trasę.
Pierwszy postój wypadł nam w Russowie przy Dworku Marii Dąbrowskiej autorki „Nocy i Dni”. Bogumiła i Barbary nie zastaliśmy ale za to posililiśmy się trochę i po 10 min przerwie ruszyliśmy dalej. Następny przystanek Gołuchów i Pokazowa zagroda Żubra oraz wspólne zdjęcie na tle Zamku Izabelli Czartoryskiej. Bryła wzorowana na francuskich zamkach w dolinie Loary w malowniczym Gołuchowskim parku prezentuje się nader okazale. W końcu zamieszkiwały tu znakomite Polskie rody Leszczyńskich, Działyńskich i Czartoryskich.
„Opadły mgły i miasto ze snu się budzi…”(a w zasadzie mijające wsie), można by było zanucić, gdyż rzeczywiście około południa unosząca się mgiełka ustąpiła, zaświeciło nam słońce i od razu zrobiło się gorąco. W ciągu zaledwie kilku minut temperatura skoczyła o kilkanaście stopni a Ci z nas którzy mają w licznikach opcję termometr informowali że jest ok 30ºC.
Mamy południe i przyszedł czas na dłuższy odpoczynek gdyż za nami prawie półmetek pokonanych kilometrów. W miejscowości Karczemka na terenie strzelnicy zatrzymujemy się na 30 min i posiłek w postaci drożdżówki, jogurtu oraz kawy lub herbaty, co kto wolał. Pokrzepieni strawą sprawdzamy czy rowery sprawne i ruszamy dalej. Przed nami jeszcze trochę pedałowania i atrakcji po drodze. W Tacznowie Drugim podziwiamy dość niezwykły zespół pałacowo – parkowy a w szczególności pałacyk siedzibę Rodu Taczanowskich. Robimy pamiątkowe zdjęcie, łyk wody na pokrzepienie i wskakujemy na siodełka. Czas płynie ale i kilometrów też nam ubywa. Nim dotrzemy do miejscowości Szałe gdzie zlokalizowano metę zatrzymujemy się jeszcze w Skalmierzycach przy zabytkowym dworcu kolejowym.
Na metę docieramy ok 16.00 czyli zgodnie z założeniami organizatorów. Jesteśmy trochę zmęczeni ale szczęśliwi że dotarliśmy tutaj i nawet Zdzisiu mimo groźnie wyglądającego upadku, po opatrzeniu przez służby medyczne dojechał z nami do końca rajdu. Nie przytrafiła się nam na szczęście żadna awaria sprzętowa. Za to serwis naprawczy miał w tym roku pełne ręce roboty.
Na mecie czekał już na nas obiad ale nim go odebraliśmy trzeba było odstać swoje w dość długiej kolejce, zresztą kolejka do WC była niewiele mniejsza.
Nim każdemu z nas wręczono imienną statuetkę za ukończenie 100 km zmagań, odebraliśmy jeszcze puchar za najliczniejszą zorganizowaną grupę na rajdzie . W tym roku byliśmy drudzy, wyprzedziła nas ekipa z Konina a na III miejscu znalazła się grupa z Ostrowa.
VI Setka Kaliska przeszła do historii przed nami jeszcze powrót do domu.
tekst Daga
fot. Roman H., Daga