Od pewnego czasu fascynowały nas opowieści z wyjazdów szlakiem Green Velo, aż nadszedł czas, w którym mogliśmy zrealizować nasze marzenia.
Wieczorem 20 lipca 2018 r. około godziny 20 wyruszyliśmy w podróż na południowy-wschód Polski: 3 osoby pojechały do Przemyśla busem z rowerami zapakowanymi na „pace”. Pozostałych 8 członków i sympatyków KTR Wrześnianie spotkało się na dworcu PKP we Wrześni, aby dojechać pociągiem do Poznania, a potem przesiąść się do pociągu Inter City jadącego do Przemyśla. Po całonocnej podróży rano dotarliśmy do Przemyśla- bus około godziny 7, a pociąg przed 9.
Dzień I (21.07.18, sobota)
Zwiedzanie Przemyśla- miasta kościołów położonego na siedmiu wzgórzach
Zmęczeni podróżą, przebraliśmy się tylko i odświeżyliśmy nieco, aby iść na zwiedzanie Przemyśla. Już o 11 spotkaliśmy się na rynku z panią przewodnik.
Przemyśl był niezwykłym miastem położonym nad Sanem na siedmiu wzgórzach. Rynek miał pochyły, a do tego pozbawiony zachodniej pierzei i ratusza. Stały przy nim kamieniczki z XVI i XVII w. przebudowane w XIX w. Pod rynkiem mieściły się podziemia udostępniane do zwiedzania. W centralnym miejscu znajdowała się fontanna z niedźwiadkiem, który jest herbem Przemyśla oraz pomnik Wojaka Szwejka, o którym usłyszeliśmy szereg opowieści. Niedaleko znajdowała się Brama Rycerska, która dawniej była wejściem do kasyna wojskowego.
W średniowieczu Przemyśl stanowił jeden z historycznych Grodów Czerwieńskich, będący przedmiotem nieustannej walki pomiędzy Polską, Rusią oraz Węgrami. To ścieranie się odmiennych kultur i religii od początku istnienia miasta, widoczne było podczas naszego zwiedzania na każdym kroku. Różnorodna i ciekawa architektura oraz świątynie różnych wyznań to była charakterystyczna cecha Przemyśla. Kościołów było tu dużo, zbliżając się do jednej świątyni, już w tle pojawiała się kolejna. My zwiedziliśmy archikatedrę rzymskokatolicką w stylu gotyckim, która powstała w XV i XVI w. Przebudowano ją w XVIII w. w stylu barokowym, a w jej podziemiach zachowane były relikty wcześniejszej świątyni romańskiej. Mieściły się też unikalne krypty grobowe przemyskich biskupów (np. Ignacego Tokarczuka) i osób świeckich. W archikatedrze znajdowała się otoczona kultem alabastrowa statua Matki Bożej Jackowej, pochodząca z końca XV wieku. Budowla posiadała też dobudowaną 71 metrową dzwonnicę z masywnym krzyżem.
Zwiedziliśmy również archikatedrę greckokatolicką wzniesioną dla jezuitów w XVII w, a przekazaną grekokatolikom przez Jana Pawła II i dostosowaną do obrządku wschodniego. Mieścił się w niej ikonostas przeniesiony z Lubaczowa. Poza tym oglądaliśmy kościoły z zewnątrz przechodząc obok nich i słuchając opowieści o ich historii.
Poznaliśmy również innego typu budowle. A mianowicie budynek dworca PKP wybudowany pod koniec XIX w. i Wieżę Zegarową, będącą późnobarokową dzwonnicą, w której mieściło się Muzeum Dzwonów i Fajek. Byliśmy również na Wzgórzu Zamkowym, z którego roztaczała się piękna panorama miasta. Na wzgórzu wznosił się zamek z czasów Kazimierza Wielkiego udostępniony do zwiedzania, który mieścił w swoich murach siedzibę najstarszego w Polsce teatru amatorskiego. Po trzygodzinnym zwiedzaniu i poznaniu historii Przemyśla z różnych okresów, pożegnaliśmy sympatyczną panią przewodnik i udaliśmy się do baru na obiad. Po nim wróciliśmy na teren Schroniska Młodzieżowego PTSM Matecznik, a ponieważ miało przerwę, ucięliśmy sobie krótką drzemkę na kocach na trawniku obok niego. Dopiero po 17 zajęliśmy dwa wyznaczone pokoje i mogliśmy przenieść bagaże, wykąpać się i odpocząć. Wieczorem spotkaliśmy się, aby omówić plan na następny dzień. Niektórym z nas wystarczyło jeszcze zapału i sił, aby pójść podziwiać przemyski rynek nocą.
Dzień II (22.07.18, niedziela)
Przemyśl- Bolestraszyce- Stubno- Chotyniec- Wielkie Oczy -Łukawiec
Choć chętnie byśmy pospali, wstaliśmy wcześnie i udaliśmy się na mszę do kościoła św. Józefa w Przemyślu. Nasz wysiłek został nagrodzony poznaniem pięknego wystroju neogotyckiego kościoła, do którego przybyliśmy. Był on wybudowany z inicjatywy Salezjan i poświęcony w 1923 r.
O 8.30 przygotowaliśmy bagaże i zapakowaliśmy do busa, a my na rowerach wyruszyliśmy do Bolestraszyc, gdzie mieliśmy zamówione o godzinie 10.00 zwiedzanie arboretum z przewodnikiem. W Arboretum w Bolestraszycach łączyła się historia i czas współczesny. Historyczne założenie obejmowało park i i dwór, w którym w połowie XIX w. mieszkał i tworzył malarz Piotr Michałowski. Arboretum obejmowało także XIX wieczny fort dawnej Twierdzy Przemyśl. Okazy w arboretum to wiekowe drzewa oraz nowe nasadzenia, na które składały się gatunki obcego pochodzenia i rodzime drzewa, krzewy oraz rzadkie i chronione gatunki roślin. Arboretum obejmowało prawie 29 ha, w tym 20 ha do zwiedzania oraz 0,87 ha stawów. Różnorodność biologiczna obejmowała ok. 4000 gatunków. Pan przewodnik ciekawie opowiadał o różnych gatunkach roślin. Mieliśmy okazję zobaczyć i poznać takie jak: lilie wodne, lotosy, cyprysik błotny, metasekwoja, kasztanowiec jadalny, dereń jadalny. Zadziwiała różnorodność gatunków i kształtów oraz środowisk występowania. W dworze na terenie arboretum mieściła się wystawa „Chronimy ptaki”. Podczas zwiedzania zobaczyliśmy również ogród sensoryczny dla niewidomych, kwiatowy zegar słoneczny, zagrodę konika polskiego, kaplicę zamkową. Koleżanki mające własne ogrody dopytywały o niektóre rośliny i otrzymały nasionka kilku egzemplarzy. Tak ciekawie przebiegało zwiedzanie, że te ponad dwie godziny szybko upłynęły. Na końcu pobytu wypiliśmy kawę i zjedliśmy lody oraz posililiśmy się przed dalszą drogą.
Jadąc kawałek dalej w miejscowości Niziny mieliśmy do pokonania kładkę pieszo-rowerową, specyficzny most wiszący na Sanie. Po raz pierwszy w naszych rowerowych wędrówkach spotkaliśmy tego typu budowlę.
W dalszej drodze źle nas poprowadził GPS i zamiast do Stubna dojechaliśmy do Starzawy Rybnej, gdzie mieściło się piękne łowisko dla wędkarzy ze skromnym zapleczem gastronomicznym wybudowanym z funduszy unijnych. Po drodze mijaliśmy zadrzewienia Rezerwatu Przyrody Starzawa. W Stubnie szukaliśmy opisanego w Internecie pomnika bociana, który okazał się słupem z trzema sztucznymi bocianami. Za to ten postój wykorzystaliśmy dla uzupełnienia zapasów napojów tak potrzebnych w upalny dzień.
Pojechaliśmy dalej do Chotyńca, gdzie zatrzymaliśmy się przed Cerkwią Narodzenia Przenajświętszej Bogurodzicy. To drewniana greckokatolicka cerkiew wybudowana w 1615 roku. Niestety była zamknięta, ale zwiedziliśmy jej otoczenie.
Następny postój był w centrum miejscowości Wielkie Oczy. Zmęczeni drogą i upałem obejrzeliśmy tylko z zewnątrz miejscową synagogę przekształconą w bibliotekę publiczną, odpoczęliśmy i ruszyliśmy dalej do Łukawca.
Trasa wiodła polami, mało ruchliwymi drogami asfaltowymi oraz kawałek piaszczystą drogą leśną. Tego dnia przejechaliśmy 79 km, czyli 11 więcej niż planowaliśmy.
O 18.30 dotarliśmy do Gospodarstwa Agroturystycznego Deberska Górka, gdzie mieliśmy zarezerwowane noclegi. Na miejscu zjedliśmy obiad, a potem rozeszliśmy się na kwatery. W większości nocowaliśmy w małych domkach drewnianych bez wygód, więc pod prysznic trzeba było iść do łazienek w dużym, murowanym budynku noclegowym. Wieczorem spotkaliśmy się, aby omówić plan następnego dnia.
Dzień III (23.07.18, poniedziałek)
Łukawiec- Majdan Lipowiecki- Radruż- Horyniec Zdrój- Huta Złomy- Łówcza- Płazów- Ruda Różanecka- Huta Różanecka- Susiec
Jak zwykle wyruszyliśmy w drogę wcześnie rano, bo już około 7.00. Po drodze zatrzymywaliśmy się kilka razy, w tym na specjalnie przygotowanym dla rowerzystów postoju w Hucie Kryształowej. Były tam ławeczki, stół i stojaki dla rowerów.
Na 10.00 dotarliśmy do Radruży, gdzie mieliśmy umówione zwiedzanie Cerkwi Świętej Praksewy. W skład tego zespołu cerkiewnego wchodziła cerkiew unicka czynna do 1946 r., dzwonnica, dom diaka. Na przed cerkiewnym cmentarzu stało kilka kamiennych krzyży oraz krypta właścicieli Radruża − Andruszewskich. Całość ze względu na najazdy otoczona była murem. W latach 60 tych XX w. cerkiew przeszła remont kapitalny, a w 2012 roku odrestaurowano ikony liczące od 200- 400 lat. Pani przewodnik opowiedziała nam niezwykle ciekawie nie tylko o cerkwi, jej charakterystycznych elementach oraz historii, ale także losach tutejszej ludności, która wielokrotnie doznawała prześladowań.
Następnym miejscem postoju była miejscowość uzdrowiskowa Horyniec Zdrój, w którym podjechaliśmy pod dawny pałac Ponińskich, gdzie obecnie znajduje się sanatorium uzdrowiskowe Bajka. Potem udaliśmy się do centrum miasta, aby zrobić niezbędne uzupełnienie prowiantu na drogę.
I znów wskazujący drogę sygnał GPS wprowadził nas w błąd. Pogubiliśmy się w lesie, z którego pomógł nam wyjechać leśniczy. Zmęczeni drogą i upałem dojechaliśmy do Łówczy, gdzie odpoczywaliśmy w centrum wsi, przy figurze na skarpie postawionej jako wotum za uratowanie ludności od epidemii „hiszpanki”.
Dalej pojechaliśmy przez Płazów, ale miejscowe budowle podziwialiśmy tylko z siodełka rowerów. Następnie jechaliśmy przez Rudę Różanecką, malowniczo położoną wieś, na dużej polanie w środku Puszczy Solskiej. Dodatkowo atrakcyjność tej miejscowości podnosił kompleks stawów otaczających wieś niemal z każdej strony. Na jednym z nich usypano sztuczną wyspę, na której znajdowały się zbudowania Dębowego Dworu. Również bez zatrzymywania przejechaliśmy przez Hutę Różanecką która słynie z kamieniołomów. Niestety nadciągające chmury nie zachęcały do postojów. Chcieliśmy też jak najszybciej dotrzeć na obiad do Suśca. Przed samą miejscowością musieliśmy jeszcze pokonać długi i wymagający podjazd.
Przy wjeździe do Suśca stał drewniany pomnik Kargula i Pawlaka, przy którym zrobiliśmy sobie pamiątkowe zdjęcie. Potem udaliśmy się na obiad w pensjonacie Sosnowe Zacisze, po którym pojechaliśmy do miejsca noclegu mieszczącego się w Szkolnym Schronisku Młodzieżowym przy Zespole Szkół Publicznych. Choć warunki panowały prawdziwie turystyczne, spało się dobrze. Padający deszcz i przebyte tego dnia 80 km (tj. 15 więcej niż planowaliśmy) zniechęciło nas do spacerów po miejscowości. Wieczorem po niezbędnej toalecie i odpoczynku spotkaliśmy się, aby omówić plany na następny dzień.
Dzień IV (24.07.18, wtorek)
Susiec- Krasnobród– Kaczórki- Guciów– Zwierzyniec
Z Suśca wyruszyliśmy po godzinie 8. Zaraz na początku czekał nas ciężka przeprawa pod Górę Grabowicką. Nie wszystkim udało się pod nią podjechać, niektórzy musieli podchodzić prowadząc rowery. Za wysiłek czekała nas nagroda w postaci pięknych widoków z wieży widokowej o wysokości 8 metrów wzniesionej z piaskowca. Było stamtąd widać malownicze krajobrazy Roztocza, a szczególnie rozległy kompleks Puszczy Solskiej. Obok wieży mieścił się parking i turystyczna wiata.
Dalej jechaliśmy mało uczęszczanymi drogami asfaltowymi podziwiając zadbane posesje z ukwieconymi ogrodami. Część szlaku prowadziła gruntową drogą wśród pól, a nawet przez środek gospodarstwa. Potem zatrzymaliśmy się w Łuszczaczu, gdzie dopytywaliśmy miejscową ludność o warunki ich życia. Dalej jechaliśmy szlakiem przez las. Dobrze, że ten piaszczysty odcinek wiódł z górki, bo byłoby go bardzo ciężko pokonać. Gdy wyjechaliśmy z lasu zatrzymaliśmy się na placu przed figurą. Spotkaliśmy tam parę sympatycznych Ślązaków ze Śląska Cieszyńskiego, z którymi żartowaliśmy i gawędziliśmy.
Następnie zatrzymaliśmy się w Krasnobrodzie. Tam zwiedziliśmy Kościół Narodzenia Najświętszej Panny. Obok mieścił się dawny klasztor dominikanów, w którym było Muzeum Wsi Krasnobrodzkiej, które sobie odpuściliśmy. Pojechaliśmy tylko do drewnianej kapliczki „Na wodzie”. Wypływająca ze źródeł pod kaplicą woda była, według miejscowej ludności oraz pielgrzymów, lecznicza. Wiele osób moczyło w niej chore czy zmęczone części ciała. Dookoła kapliczki w uroczym parku, rozlokowano rzeźby ze stacjami różańcowymi oraz kilka innych rzeźb sakralnych. Obok kaplicy znajdowała się figura przedstawiająca objawienie się Matki Bożej.
Po odpoczynku i zrobieniu pamiątkowych zdjęć ruszyliśmy uzupełnić prowiant do miejscowej Biedronki. Okazało się, że był to strzał w dziesiątkę, bo dzięki temu udało nam się schronić przed ulewą.
Z Krasnobrodu ruszyliśmy dalej w kierunku Zwierzyńca. Po drodze zatrzymaliśmy się w zabytkowej Zagrodzie Guciów, w której znajduje się muzeum, gospoda, sklep z pamiątkami i sklep. Zrobiliśmy kilka pamiątkowych zdjęć i szukaliśmy miejscowych specjałów i pamiątek. Następnie jechaliśmy drogą przez las w bliskim sąsiedztwie Roztoczańskiego Parku Narodowego. W środku lasu napotkała nas burza z ulewą. Próbowaliśmy znaleźć schronienie w lesie, ale wszędzie jednakowo lało. Przemoczeni do tzw. suchej nitki ruszyliśmy, gdy tylko poprawiła się widoczność na drodze. Około 15.10 dotarliśmy do Zwierzyńca, gdzie w Szkolnym Schronisku Młodzieżowym Ryś (przy Zespole Szkół Drewnianych i Ochrony Środowiska) mieliśmy zarezerwowany nocleg. Na szczęście nie musieliśmy czekać na otwarcie i ze spokojem wyładowaliśmy bagaże, wykapaliśmy się i rozwiesiliśmy mokre ubrania, buty i sakwy. Jak się później okazało historyczne zabudowania noclegowe należały niegdyś do Ordynacji Zamoyskiej, a niezwykłe bogactwo zieleni i roślinności Zwierzyńca jest pozostałością po renesansowej rezydencji-ogrodzie założonej przez Jana Zamoyskiego w XVI w. Utworzono tu wówczas drugi w Polsce zwierzyniec myśliwski, ogrodzony 30 kilometrowym parkanem oraz wybudowano okazały dwór modrzewiowy. Z czasów Ordynacji Zamoyskiej pozostały do dziś klasycystyczne zabudowania gospodarcze, tzw. Pałac Plenipotenta będący obecnie siedzibą Roztoczańskiego Parku Narodowego, Browar, kościół „Na wyspie”.
Około 17 poszliśmy szukać restauracji, aby zjeść obiad. W Karczmie Młyn był zbyt duży ruch, więc poszliśmy do Restauracji Sonata. Posiłek zjedliśmy na tarasie i bardzo nam smakował. W drodze powrotnej wstąpiliśmy do kościoła „na wodzie” pw. św. Jana Nepomucena, który powstał w XVIII w.
Dowiedzieliśmy się, że okolice Zwierzyńca były miejscem bitew podczas Powstania Listopadowego i Powstania Styczniowego, co upamiętniały napotkane pomniki. Natomiast w latach 1940–1944 Niemcy hitlerowscy utworzyli w Zwierzyńcu obóz dla ludności cywilnej oraz obóz przejściowy, a od grudnia 1942 dla ludności wysiedlanej z Zamojszczyzny, w tym wielu dzieci Zamojszczyzny, o czym poinformował nas przewodnik zwiedzając Zamość.
Wieczorem umyliśmy przybrudzone przez deszcz „rumaki”, co pozwoliło jeszcze raz przejechać przez tą małą, ale urokliwą miejscowość. Niektórzy z nas podziwiali jeszcze pięknie oświetlony Zwierzyniec nocą. Potem spotkaliśmy się, aby porozmawiać, zaplanować następny dzień oraz wspólnie spędzić czas.
Tego dnia przejechaliśmy, mniej niż poprzednio, bo 42 km, ale niepewna pogoda, a w konsekwencji dwie burze, nie sprzyjały zbaczaniu z trasy oraz dłuższemu zwiedzaniu po drodze.
Dzień V (25.07.18, środa)
Zwierzyniec- Wywłoczka- Trzyniec- Topólcza- Kawęczyn- Sczebrzeszyn- Zamość
Rano, po zniesieniu bagaży i wystawieniu rowerów spotkała nas niemiła niespodzianka- rozładował się akumulator w busie i trzeba go było podładować.
O godz. 8.30 pojechaliśmy do Ośrodka Edukacji Muzealnej będącej muzeum przyrodniczym Roztoczańskiego Parku Narodowego. Po wystawie muzealnej, na której było zgromadzonych wiele okazów miejscowej fauny i flory oprowadzał nas przewodnik i opowiadał o wielu gatunkach miejscowych zwierząt. Godzina zwiedzania minęła bardzo szybko. Potem tylko obejrzeliśmy pobieżnie wystawę fotograficzną o Roztoczańskim Parku Narodowym i poszliśmy zwiedzać otoczenie muzeum, koło którego mieściło się wiele edukacyjnych i ciekawych informacji.
Znów GPS zawiódł i poprowadził nas tak, że zatoczyliśmy koło i wróciliśmy po pięciu kilometrach do Zwierzyńca. Tym razem zaufaliśmy znakom drogowym i pojechaliśmy w przeciwna stronę przez małe, jakby zapomniane przez czas, niezwykle klimatyczne miejscowości Wywłoczka, Turzyniec, Topólcza, Kawęczyn do Strzebrzeszyna. W Topólczy przystanęliśmy przy kościele, a dalej przy sklepie.
Gdy dojechaliśmy do Szczebrzeszyna już przy wjeździe do miasta zrobiliśmy zdjęcia przy drewnianym świerszczu, który powstał na pamiątkę rozsławienia miasta w wierszu Jana Brzechwy. Pojechaliśmy dalej, aby spotkać się z Dawidem jadącym busem i razem wyruszyć na zwiedzanie. W centrum miasta zostawiliśmy rowery i poszliśmy obejrzeć Cerkiew Zaśnięcia Bogurodzicy, Kościół św. Mikołaja, do którego prowadziła barokowa brama z XVII w. Byliśmy również w renesansowej synagodze zbudowanej w XVII w., w której obecnie mieści się Miejsko-Gminny Ośrodek kultury. Tam obejrzeliśmy wystawę poświęconą kulturze Żydów oraz porobiliśmy sobie zdjęcia z kolejnymi sympatycznymi chrząszczami. Mieściło się tam również Centrum Informacji Turystycznej. Za cmentarzem żydowskim, który zwiedziliśmy, widoczne było wejście do wąwozów lessowych, charakterystycznych dla tego regionu.
Ze Szczebrzeszyna wyruszyliśmy do Zamościa ruchliwą drogą krajową 74. Ruch był dość duży. Dobrze, że odcinkami była ścieżka rowerowa i mało uczęszczany chodnik, więc jadąc nimi czuliśmy się bezpiecznie. Do Zamościa dojechaliśmy po 15 klucząc po mieście, w poszukiwaniu Szkolnego Schroniska Młodzieżowego przy SP nr 4 im. Stefana Batorego. Po odświeżeniu się i rozpakowaniu bagaży poszliśmy najpierw na obiad do pobliskiej restauracji mieszczącej się przy Centrum Handlowym. Wieczorem natomiast udaliśmy się na Stare Miasto, aby zobaczyć Zamość nocą. Było to bardzo piękne, urokliwe miasto z przepięknym rynkiem, który mieliśmy możliwość zwiedzać dokładniej następnego dnia.
Tego dnia przejechaliśmy 45 km
Dzień VI (26.07.18, czwartek)
Zwiedzanie Zamościa, perły polskiego renesansu
Wreszcie można było pospać, bo dopiero od 10 mieliśmy zwiedzanie z przewodnikiem. Rozpoczęliśmy od Bastionu VII fortyfikacji Twierdza Zamość, która nigdy nie była zdobyta. W owym czasie miasto było otoczone 9-metrowej wysokości murem z siedmioma bastionami, do których prowadziły umocnione bramy: Lubelska, Szczebrzeszyńska i Lwowska. Dodatkowo niedostępność potęgowały głęboka fosa, duży staw i zabagnione łąki.
Dowiedzieliśmy się, że z Zamościa wywodzi się historia stołu szwedzkiego. Następnie przechodziliśmy koło remontowanego kościoła franciszkanów na rynek Wielki. Podziwialiśmy piękno zabytkowych kamieniczek. Zamość to piękne miasto z unikalnym założeniem urbanistycznym. Nadano mu układ szachownicowy, z dwoma prostopadłymi osiami. Na osi wschodnio-zachodniej znajdował się. Rynek Wielki oraz dwa pomocnicze- Solny i Wodny. Krótsza oś północno-południowa łączyła Rynek Wielki z pałacem Zamoyskich. Nam szczególnie podobał się Rynek Wielki z arkadowymi kamieniczkami oraz okazały ratusz ze schodami wachlarzowymi.
Potem zwiedziliśmy Katedrę Zmartwychwstania Pańskiego i św. Tomasza Apostoła, którą ufundował założyciel miasta Jan Zamoyski, a została wzniesiona w latach 1587-1637. To jedna z najwspanialszych świątyń w polskiej architekturze. Wewnątrz znajdował się ołtarz z XVIII w. z obrazem św. Tomasza Apostoła i srebrnym tabernakulum, renesansowe nagrobki i krypta grobowa Zamoyskich. Sklepienie świątyni zdobione było motywami geometrycznymi. Obok katedry stała dzwonnica, obecnie punkt widokowy. Obejrzeliśmy Pałac i Pomnik Jana Zamoyskiego oraz mieszczącą się nieopodal Akademię Zamoyskich. Po sąsiedzku na terenach po-fortecznych mieścił się pięknie zagospodarowany park miejski. Zwiedziliśmy również zabytkowe kamieniczki ormiańskie z XVII w., w których mieściło się Muzeum Zamoyskiego. Mogliśmy słuchać opowieści przewodnika i podziwiać bogato zdobione wnętrza, piękne meble, wyposażenie kuchni ormiańskiej, stroje ludowe z regionu oraz wystawione kapliczki drewniane. W południe wysłuchaliśmy trębacza, którego melodia rozbrzmiewała z balkonu na ratuszowej wieży. Klucząc starymi uliczkami podziwialiśmy piękno Zamościa, szczególnie małych zagospodarowanych roślinnością podwórek mieszczących się wśród zabytkowych kamieniczek. Dowiedzieliśmy się, że w Zamościu urodził się Marek Grechuta, o czym przypominała pamiątkowa płyta na budynku, Poznaliśmy również z opowieści przewodnika historię Zamościa w okresie II Wojny Światowej. Miasto i jego zabytki wówczas zbytnio nie ucierpiało, ale tragiczny los spotkał mieszkańców Zamojszczyzny, szczególnie dzieci.
Po zakończeniu trzygodzinnego zwiedzania udaliśmy się na obiad. Jedni z nas wybrali mieszcząca się w rynku Restaurację Muzealną Ormiańskie Piwnice z klimatycznymi wnętrzami ormiańskimi, a inni udali się do poleconego przez przewodnika Baru Asia przy ulicy Staszica. Po skonsumowaniu spotkaliśmy się na rynku, aby porobić wspólne pamiątkowe zdjęcia z Zamościa. Pod wieczór zaczęliśmy się szykować do drogi powrotnej. Załadowaliśmy rowery i część bagaży na busa, bo następnego dnia rano mieliśmy skoro świt wyjechać. Wieczorem spotkaliśmy się, aby podsumować naszą wyprawę, a potem jeszcze raz poszliśmy pożegnać się z pięknym Zamościem, zwanym słusznie perłą renesansu.
Dzień VII (27.07.18, piątek)
Powrót do domu
I znów trzeba było bardzo wcześnie wstać. Ośmioosobowa grupa już około 4.30 wyszła z miejsca noclegowego, aby o 5.03 wsiąść do pociągu relacji Zamość- Lublin. Pozostała trójka zebrała resztę bagaży i około godziny 7 wyruszyła busem w drogę powrotną do Wrześni.
W Lublinie trzeba było czekać od 7.24 do 11.03 na przesiadkę, wiec ten czas przeznaczyliśmy na zwiedzanie tego miasta. Poszliśmy w kierunku Starego Miasta przez ulicę Krakowskie Przedmieście. Przechodziliśmy klimatycznymi uliczkami Lublina, dotarliśmy do Starego Rynku, przy którym mieścił się Trybunał Koronny (dawny najwyższy sąd apelacyjny Korony Królestwa Polskiego). Potem szliśmy dalej Bramą Grodzką będąca pozostałością dawnych obwarowań miasta. (Obecnie w bramie mieści się siedziba Ośrodka „Brama Grodzka- Teatr NN”). I tak dotarliśmy do Zamku Lubelskiego pierwotnie zbudowanego w XII wieku, wielokrotnie przebudowywanego, a w latach 1831–1954 wykorzystywanego jako więzienie. Od 1957 mieściła się tu siedziba Muzeum Lubelskiego. Na dziedzińcu zamku znajdował się Donżon, czyli wieża zamku z XIII w., a także Kaplica Trójcy Świętej, których niestety nie mogliśmy dokładniej zwiedzić ze względu na krótki czas pobytu. Wróciliśmy Bramą Krakowską mijając po drodze nowy ratusz oraz szereg innych zabytków sakralnych i architektonicznych. Po dotarciu do dworca wsiedliśmy w pociąg i wyruszyliśmy w drogę powrotną, dość uciążliwą ze względu na upał. Z powodu ponad półgodzinnego opóźnienia pociągu Intern City na przesiadkę w Gnieźnie mieliśmy zaledwie 3 minuty. Do Wrześni pociąg przyjechał o 18.29. Przy dworcu czekał bus z bagażami i rowerami, który przyjechał do Wrześni około 1,5 godziny wcześniej.
Wyprawa szlakiem Green Velo to był wspaniały czas zwiedzania i wzajemnego przebywania ze sobą. Poznawania zabytków, krajobrazów, historii i życia codziennego mieszkańców Polski południowo-wschodniej. Urzekła nas architektura, mieszanka kulturowa wielu religii, piękne widoki oraz przyjazne nastawienie ludzi do nas. Zmęczył nas trochę szwankujący sygnał GPS oraz trudność tras spowodowana nierównością terenu i wieloma długimi podjazdami, ale daliśmy radę przejechać te 246 km. Tylko sporadycznie wspomagał nas bus, gdy ktoś osłabł lub złapał tzw. „gumę”. A tych na swoje nieszczęście miał Andrzej aż cztery.
Podczas tego wyjazdu była ciekawość otoczenia i wiele komizmu sytuacyjnego. Mogliśmy też nawzajem na siebie liczyć, a to ważne. Warunki noclegowe nie były może komfortowe, ale dla nas turystów wystarczające, aby zregenerować siły na następny dzień podróżowania. Na pewno będziemy długo wspominać ten wyjazd na trasie Green Velo i planować następne wyprawy na kolejne jej etapy. Dziękujemy Filipowi, Dawidowi, Romanowi i Wojtkowi za przygotowanie tej wyprawy.
Grażyna
fot. Roman